Plama krwi rosła- Barbara Janczura
Przerażające wieści o wywiezionych w lutym rozchodziły się powoli, niczym krew przesiąkająca przez bandaże. Krążyły historie : o głodzie, chorobach, zimnie i o ciałach porzuconych przy torach.
Ludzie modlili się. Mieli nadzieję, że to tylko pogłoski.
W głębi dusz wszyscy jednak znali prawdę.
-Plama krwi rosła.
Groźba dalszych wywózek W powietrzu wisiała. Kiedy znów przyjdą? Czy przyjdą po nas?
Trudno jest dzisiaj uwierzyć w to, Co się stało przed laty Gdy z hukiem wpadli do domów Funkcjonariusze NKWD z miejskim proletariatem
Tożsamość naszą sprawdzali Lecz niepotrzebne to było Bo oni dobrze wiedzieli Kogo przesiedlić mają
Ścisłą rewizję robili Pakować nie pozwolili Bo cóż mogliśmy biedni Przez minut 15 naście Do torby zapakować
Nikt z nich nie zwracał uwagi Na ciężko i obłożnie chorych Na dzieci, które matki chciały u swoich znajomych zostawić… Na kobiety w ostatnim stadium ciąży- Na starców…
Mimo łez , mimo rozpaczy Zabierano wszystkich-jak leci I zawożono na stację Byśmy dołączyli do innych- Takich jak my -nieboraków Niewinnych – bo jedyną winą naszą Było to żeśmy Polakami z krwi i kości byli.
Ładowano nas do wagonów Po 30 i więcej osób Wagony zadrutowano I ze stukiem okropnym –zamknięto!
I tak na tym dworcu, w tych wagonach zamkniętych przez zakratowane okienka patrzyliśmy na kolejnych- tak samo jak my- nieszczęśników zwożonych bezustannie autami Te dwa dni były dla nas latami…
Warunki były straszne Wagony przepełnione Kobiety z mężczyznami Żadnej intymności Ubikacją była dziura w podłodze
Ścisk, Brak chleba, Brak wody, Gorąco i duchota sprawiały, że Ludzie po prostu nie wytrzymywali I już w drugim dniu W naszym wagonie Dwie kobiety zwariowały…
Do Kazachstanu nas skierowano Na głód, choroby, nędzę i Niewolniczą pracę skazano ……
Gdy przyszły Święta Bożego Narodzenia U nas nic nie było, Nawet okruszynki chleba… Choć nie wiedziałam jak to się żebrze- Chodziłam od chaty do chaty Śpiewając i coś tam przyniosłam do domu- Bo tam, w biednej kibitce Z głodu umiera mamuśka i brat I rodzeństwo najmłodsze…
Gdy przyszła wiosna Pracowałam wszędzie,(…)
I już pisać dalej nie mogę Bo łzy oczy mi zalewają Bo tam, na Syberii Zmarli moi najbliżsi- Wśród śniegów - z głodu wycieńczenia.
Wieczny spoczynek dla Was Memu sercu najbliżsi Nawet nie wiem gdzie groby Gdzie groby moich najbliższych
Za górami, pod śniegami, śpi surowy syberyjski kraj. Wiorsty biegną za wiorstami, Za bezkresną dalą inna dal…
W naszych żyłach płynie sybiracka krew Mówią moje dzieci A ja ciągle mam w pamięci Konających moich bliskich
I pozostał u mnie ten okropny strach- - przed bolesnymi wspomnieniami - bezsennością… - przed stepem od słońca spękanym, gdzie wszystko wokół zapalone strachem…
-Plama krwi rosła.
|
|
|