Okruchy chleba - Rafał Paszek
Okruchy chleba - Rafał Paszek
Chleba mi okruch spadł na podłogę. Proszę go podnieść, słyszę babci głos. Pytam, dlaczego? I zgiętą nogą Chciałem go kopnąć tam, gdzie stoi kosz.
Lecz mimo woli podniosłem oczy. W połowie drogi zamarł nogi ruch. Widzę u babci, jak łza się toczy, Jedna za drugą po policzkach dwóch,
Okruch podniosłem. Babci podałem. Niczym opłatek wzięła do ust. Takiego gestu nie rozumiałem. Śmieszny ta babcia ma w jedzeniu gust.
Ale po latach, gdym dojrzał nieco, Spytałem babcię o jej tamten gest. Bo niepojętą jest dla mnie rzeczą, W takich okruchach jakaż świętość jest?
Spojrzała na mnie jak na grzesznika, I gdzieś w przestrzeni swój utkwiła wzrok. Jakby szukała stron pamiętnika, W którym spisała każdy z zsyłki rok.
Chleb-rzekła, wtedy był w cenie złota. Normę stanowił każdy chleba gram. Czarny zakalec z lepkiego błota Lub inny wypiek, smak życia miał tam.
Z wodą zbełtany - miał nazwę zupy, Ssany w kawałku - sam cukier krył. Drobno kruszony - udawał krupy, Suszony w kromkach - snem bogactwa był.
Myślą o chlebie żyłam dnie całe. O chlebie miałam każdej nocy sen. Duże kawałki, okruszki małe Chodziły za mną uparcie dzień w dzień.
Zatem się nie dziw, mój młody Panie, Że czcić go będę, dokąd starczy sił. Nośnikiem życia dla mnie zostanie Nie tylko okruch, nawet z niego pył.
Babcia umilkła, w rękach twarz skryła, A ja pojąłem mając jadła w bród, Że w Europie jest taka siła, Dla której w walce orężem jest głód.
Źródło: Wiersz pochodzi ze strony Stowarzyszenia Pamięci Zesłańców Sybiru we Wrocławiu
|
|
|
|
|
|
|
|
|