Obozowe"eldorado" - Barbara Janczura
Robactwo wszędzie było. Pluskwy, wszy to codzienność. Mydła i wody nie było. Cierpieliśmy- moralnie i fizycznie.
40 dkg gliniastego chleba na dzień cały nam dano, miało starczyć do jutra-
nie wystarczało.
Na obiad zupa "bałanda": woda, łupiny z ziemniaków, głowa, wnętrzności ryb, i kawa gorzka jak piołun raz na dwa dni.
Łyżki i miski nikt nie miał, jedliśmy-jeśli było co, z nigdy nie mytych puszek, tak ciężko zdobytych.
Z każdym dniem było mnie coraz mniej, słabłam, siły traciłam, mała i lekka byłam.
Załamałam się- Nie wytrwam... A jednak... Wytrwałam- ŻYJĘ!
|