Kłosy - Marian Jonkajtys
„Kto nie pracuje — ten nie je!" 
Komunizmu slogan znany 
Na zesłaniu w Kazachstanie 
Był na nas praktykowany.
Nas w kołchozach przyuczano 
Co ten szyld w praktyce znaczy. 
By dostać coś do zjedzenia 
Każdy musiał iść do pracy! I dorosły, i podrostek, 
Babcia, dziadziuś starowinka, 
Inwalida, dziewczę., chłopczyk, 
W przedszkolnym wieku dziecinka.
Jeśli wykonałeś normę
Przez cało-dniową harówkę 
Zarobiłeś porcję chleba, 
Zupę i roboczo-dniówkę.
Chleb — do ręki, 500 gramów; 
Lura-zupkę do miseczki;
A dniówkę czyli „trudo-dzień" 
Wpisywano do książeczki...
Kołchoz był zobowiązany 
Tuż przed zimą, względnie latem, 
Za wpisane trudo-dniówki 
Dać jakąś rekompensatę.
W kopiejkach, w ziemniakach, w ziarnie... 
Choćby symboliczną płacę,
Minimalny ekwiwalent 
Za ciężką na roli pracą.
Lecz najczęściej — i broń Boże 
To nie z winy władz kołchozu — 
Nie płacono nic... 
Z powodu 
No... upałów... czy też mrozów!
Albo z innych obiektywnych 
Przyczyn wyższej konieczności. 
Przecież wojna!... 
Kołchoz musi 
Wnieść swój wkład do obronności!..
Jeśli nic nie zapłacono 
Za kilkaset trudo-dniówek 
To najgorszy dla Polaków 
Do przeżycia był przednówek.
Kołchoźnikom zapewniały 
Byt — działki przyzagrodowe. 
Nam zesłańcom — tylko w pracy 
Posiłków porcje głodowe.
Przednówek!... To wczesne lato 
Przed żniwami... Sianokosy. 
A tu brak nawet ziemniaków... 
Są na szczęście w polu kłosy!
Prosa, żyta lub pszenicy 
Niezżęte w poprzednie żniwa... 
Ratowały nas od głodu. 
Tylko trudno je pozrywać.
Niby te wpół-zgniłe kłosy 
Nieprzydatne już nikomu... 
Lecz zbierać je można, tylko 
Nielegalnie... po kryjomu.
Cały ciężar ich zrywania 
Spadał na nas... Małe dzieci. 
Bo dla małolatów litość 
Czuli niektórzy sowieci.
Wiać my, zbrojni w scyzoryki 
I w worki ze starych kocy, 
Szliśmy kilka kilometrów,
W pole, po te kłosy, w nocy...
W dzień to było niebezpieczne, 
Bo na stepie —jak na dłoni, 
Wszystko widzą hen z daleka 
Zwłaszcza jeźdźcy z grzbietów koni.
Do dziś dobrze to pamiętam 
Konny stróż nagle się zjawił 
Zabrał worki a nas jeszcze 
Nahajką pobłogosławił!...
I tak dobrze. Nasz rówieśnik 
Z niedalekiego kołchozu 
Za kłosy — dostał pięć latek 
Trud-armii, czyli obozu!
Tak... bo za kradzież kłosów, 
Czyli państwowego mienia 
W czasie wojny!... Groził łagier 
Albo kilka lat więzienia.
Przytargane nocą kłosy 
Trzeba było cichcem młócić 
Ziarno schować... plewy, słomę 
Przed świtem spalić, wyrzucić.
By w ziemiance nie zostawić
Po kłosach najmniejszych śladów.
I nie stwarzać możliwości 
Donosu, przez złych sąsiadów. 
Że wojna. Chłopy na froncie. 
Z ludźmi do pracy kłopoty. 
A Polaczki — iść na kłosy 
Wolą — a nie do roboty.
Wyłuskane ziarno w żarnach 
Rozcieraliśmy kamieniem 
I ta kasza była często 
Dla nas jedynym jedzeniem!
***
Ja — sowiecką gospodarkę
Zawsze sławię pod niebiosy! 
Dzięki niej — przednówków kilka 
Mogłem przeżyć. Przez te kłosy!..