Tyfusowa gorączka- Barbara Janczura
tyfus zataczał szerokie kręgi polskie rodziny jak muchy marły
zmarłych zabierano w miejsca wyznaczone...
innych- rokujących nadzieję na wyzdrowienie w szpitalach upychano
chorowaliśmy- wszyscy- nasza biedna, nasza schorowana , ledwo żywa mama, ratowała nas -jak tylko umiała
-z mamą źle było- -a i z bratem niewesoło- -ja też zachorowałam...
bezradność nas zabijała, bezsilność wobec: losu okrutnego, losu bez nadziei, losu od którego nie ma ucieczki...
bredziłam w tyfusowej gorączce, mama ledwo się podnosiła, bratu w głowie szumiało i i dzwoniło okropnie... otępiały, opuchnięty...
śnił mi się Głód widziałam go... wysoki, barczysty, starzec z długą, białą brodą- i z wąsami takimi torbę przez ramię przewiesił- i powiedział: "JESTEM GŁÓD": i wsadził do worka mamę, chciała uciekać biedna- z miejsca się ruszyć nie mogła...
krzyczałam, ratunku wzywałam, głosu swego nie słyszałam...
głód bezwzględny, głód straszny, wrzucił do worka mamę wrzucił do worka brata razem...
sen był realny: zmarł brat zmarła i mama... szli przez życie kolcami najeżone, w bestialski w bezkrwawy sposób przez GŁÓD zamordowani...
biedny brat! biedna mama! bez krzyża bez trumny, w zwykłym dole, w dalekim stepie, bez spowiedzi, bez komunii świętej- I z tego ich odarto...
skrzypnęły drzwi, martwa cisza zapanowała, bicie serca swojego słyszałam- w kącie starzec głodowy stanął ziemistą twarz swoją zwrócił w stronę moją-
Stanął! Stoi! dobrze, ze stoi-myślałam, starając się zasnąć.
Zasnęłam...
|
|
|