Spławianie drewna - Barbara Janczura
Szybkości, zwinności, precyzji wymagała ta praca.
Mokre, obślizgłe belki, kipiący nurt rzeki, złe stąpnięcie- i już w wodzie jesteś- i już trzask słychać- belki miażdżyły kości, były za szybkie, były za ciężkie, nie można przed nimi uciec!
Ostatnie sęgi. Idzie! Rusza! Powoli! Do przodu! Raz! Dwa! No jeszcze raz!
Ślizga się noga, Potknięcie, Upadek. O Boże! Boże! Szybciej! Szybciej! Belka leci. Może zrzucić!
Z łoskotem pędzą belki w dół rzeki. W dole -wyrównanie... Podparcie... Nie zdążył! Szybciej! Wstawaj!
Krzyk-straszny! przerażający...
Belki kotłują się w wodzie. Znika wynurzona do połowy postać... Jeszcze chwila... Widać wyciągniętą rękę, i ... i nie widać już nic, już nic...
|
|
|