Translate

Szukaj na tym blogu

czwartek, 12 grudnia 2024

Sierociniec… - Barbara Janczura

Sierociniec… - Barbara Janczura

- Oddaj szczeniaki do sierocińca,
tu z nich nijakiego pożytku nie ma,
a żreć chcą…-
mówił nasz nadzorca,
do naszej chorej na tyfus-mamy…

Nie miała wyjścia biedna,
chodzić nie mogła,
jeść nie było co,

więc pięcioro nas dzieci
sierociniec w „swoją opiekę” wziął…

- Do dziś we śnie
budzę się z krzykiem,
zlana potem-
-znowu śnił mi się -sierociniec!
Nie znaliśmy rosyjskiego,
po polsku mówić nie wolno było.
Karą było zamknięcie
w komórce pełnej szczurów!

Zbyt przykre to wspomnienia,
Nie, nie chcę o tym wspominać…
Ale…
Czas swoje jednak robi,
i twarda, ostra szkoła!

Gdyśmy do matki wrócili,
po prawie dwuletniej rozłące,
Ojczysty język żeśmy kaleczyli,
mówiąc do matki-
w języku rosyjskim.

Krzyżyki-
zawieszone przez matkę na szyi
każdego z nas-dzieci-
zniknęły!
Dziwiło nas,
że ich szuka-
przecież Boga nie ma-
tak w sierocińcu mówili!
jest tylko Stalin-
wielki wódz i-
ojciec wszystkich ludzi…

- Tej chwili nigdy nie zapomnimy!
Matka milczała długo,
patrzyła na nas i,
łzy pociekły po zabiedzonej twarzy,
i szloch cichy z piersi się wyrywał,
i matki słowa, które słyszymy do dziś:

Lepiej, żebyście zginęli razem ze mną z głodu,
niż gdyby miano was wynarodowić,
przeciwstawić Polsce
i ojcu.
Do sierocińca więcej nie pojedziecie!

Jeszcze wiele
głodnych zim
przecierpieliśmy.

Jeszcze wiele
śmierci widzieliśmy.

Byliśmy razem
Po 5 latach tzw.
„wolnego osiedlenia w kazachskim stepie”
do umiłowanej Polski
Wróciliśmy!


Powered By Blogger