Lebioda… - Barbara Janczura
W lecie było łatwiej. step zielenił się trawą, kwiatami i różnymi ziołami.
Tam, gdzie stały krowy, rosły takie słodkie korzenie, które wkładaliśmy do ust i żuliśmy. Szukaliśmy paślonu – owoców podobnych do borówek - leśnych jagód, które były słodkie, grube, w ciemnym kolorze.
Aby przeżyć, latem zbieraliśmy lebiodę, którą jedliśmy na okrągło. Ucieraliśmy ją w rękach i jedliśmy na surowo. – Do dzisiaj nie znoszę szpinaku… bo jego smak, i zapach, przypomina mi lebiodę…
W lecie było lżej, Ale zima nieuchronnie nadchodziła, a z nią strach okrutny….
Po zbiórce zboża, NKWudziści zabierali wszystko, nie zostawiając ani źdźbła dla kołchozu. Chodziliśmy daleko w step- zbierać kłuski, suszone na piecu, a potem-potem na żarnach wykutych z dwóch kamieni trzeba było zetrzeć , a z mąki robiło się prażuchę- ten-kto nie mógł jeść czarnego zboża , puchł z głodu.
Nie jedliśmy po 3-4 dni, a głód skręcał nam kiszki… | |
|
|
|
|
|
|
|
|
|