Kołyma - Barbara Janczura
W kopalni złota byłem. Nagich nas w dół spuszczano. Szmaty specjalne na dole dawano.
Nie myślcie moi mili, że te ubrania jak teraz. Szmaty takie specjalne, by złota nie ukrył który.
Ziemia wokół była czerwona. 60m pod ziemią… zostałem tzw. górnikiem- kilofem rąbałem ziemię, na taczkach woziłem do szybu… praca była bardzo ciężka – po 16 godzin dopóki nie wyrobiliśmy normy… wielu nigdy nie wyszło na powierzchnię …nigdy nie ujrzało wolnej Ojczyzny. Pracę przerywano przy -54 °C…
Gorąc, zaduch straszny. Jedzenia ni picia nie dali, z pragnienia umierali Ci, którzy złoto kopali.
Woda ze ścian kapała. Pić jej nie wolno było. Skażona- mówiono, śmierć niosła w męczarniach…
A jednak!
Śliny w ustach nie było, bo z czego gdy gardło suche.
Mimo ostrzeżeń o skutkach jakie nastąpić mogą, dopadłem do wody- pragnienie było silniejsze.
Moja mądrzejsza natura upominała: chcesz wytrwać-nie pij wody... pragnienie było silniejsze ode mnie.
Stało się… Na efekt długo nie czekałem. Ciało puchło. Och! Cóż za męczarnia to była, Boleści- wnętrzności wyrywało, krwią plułem, krew, wszędzie krew była.
Dużo ludzi zmarło. Ulu? – określić nie potrafię. Widziałem jak w mękach umierali. widziałem ból, wykrzywione twarze…
I gdyby nie ksiądz-katorżnik, Nie byłoby mnie tutaj. Miałem po prostu żyć, innym nie było to dane… ja przetrwałem!
|
|
|
|