Kiziak...- Barbara Janczura
"Kto nie rabotajet, tot nie kuszajet" ("kto nie pracuje, ten nie je") wszyscy pracować musieli. Praca w stepie- stada krów pilnowanie. A najmłodsi- opał na długą zimę szykować musieli.
Kiziak znaczy opał, To suche krowie łajno Wymieszane z plewą: -słomą -trawą.
Raniutko, skoro świt gdy krowy pędzono w step, my-z blaszkami w ręce, na wyścigi, biegliśmy za nimi, by nie uronić ani odrobiny odchodów żadnej krowiny...
To moje, to moje!- krzyczeliśmy, pędząc na wyścigi do krowy, która ledwo podniosła ogon...
Ach, jakie one były ciężkie te cieple, krowie "placki", a my objuczeni ciężarem ponad nasze siły wlekliśmy je przez step cały...
Odrażające to było zajęcie, Gołymi rękami mieszaliśmy je: - z plewami -trawą suszoną
A potem by kradzieży uniknąć znaczyliśmy swoimi znakami susząc "placuszki" na słońcu, by zapas zrobić na zimę... Od kiziaku-opalu zależało nasze przetrwanie...
Zbieraliśmy także burzany, Zwane też kurijami... to duże, suche krzaki z kłującymi kolcami.
Odrywające się od podłoża, niczym fale na morzu, przesuwały się przez step cały, A my, maluchy jeszcze, łapaliśmy je gołymi rękami, wiązaliśmy sznurkami i tak- przyczepiwszy je do pasa, ciągnęliśmy przez step- kilometrami... Och! ile razy padaliśmy pod tym ciężarem... A potem, potem już w kołchozie, łamiąc i ugniatając nogami, składaliśmy je obok kiziaku, strzegąc jak oka w głowie!
Straszne to były czasy, Dzieciństwo upiorne, smutne lata młodzieńcze i ciężka WALKA o PRZETRWANIE
| |
|